Po podniesieniu larum ze strony małopolskich przedsiębiorców oraz „Dziennika Polskiego” sprawę uda się pewnie „odkręcić”, jednak nie zmienia to faktu, że musimy do dna wyjaśnić, czy mieliśmy do czynienia z błędem urzędnika i niefortunnym zbiegiem okoliczności, czy też jakieś lobby skutecznie „wpłynęło” na któregoś z decydentów.
Czy to nam się podoba czy nie, znikający zapis w ustawie o planowaniu przestrzennym przywołuje na myśl słynne „lub czasopisma” z ustawy o radiofonii i telewizji. Tam też usunięcie zaledwie dwóch słów miało olbrzymie reperkusje: pozwalało znacznie rozszerzyć listę ewentualnych podmiotów starających się o zakup telewizyjnej koncesji. Tyle że potem mieliśmy wielką aferę Rywina i liczne zapewnienia władz, że system zostanie uszczelniony i podobne historie więcej się nie zdarzą. Otóż, jak widać, zdarzają się. I nawet jeśli wyjdzie na jaw, iż afera jest zwykłym ludzkim błędem, to i tak będziemy mieli się czego wstydzić – w końcu nikt z setek posłów błędu nie dostrzegł, a ustawa przeszła przez Sejm.
Nie da się stworzyć procedur zabezpieczających przed błędami i nieuczciwością. Na końcu zawsze jest bowiem człowiek, a ludzie zepsuci potrafią skazić najlepsze prawo. Wystarczy przypomnieć aferę gruntową w czasach rządów PiS lub niedawne rozmowy nagrane przez CBA przy okazji konkursu w rzeszowskiej delegaturze NIK. Okazuje się, że transparentne z pozoru przepisy są bez znaczenia w obliczu siły dwóch podejrzanych polityków, z których jeden miał świetną reputację i stał się naczelnym „kontrolerem” Polski. I teraz nie wiem tylko, czy Krzysztof Kwiatkowski jest aż taki zły, czy inni są jeszcze gorsi?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?