Winniczki dla jednych to wykwintne danie, dla innych okazja do zarobku. Zdecydowana większość trafi na francuskie i brytyjskie stoły. Co ciekawsze, pod nazwą ślimaka burgundzkiego.
Fatalne niedopatrzenie marketingowe, gdyż nasze żyjące na wolności mięczaki odznaczają się wyśmienitym, doskonale rozpoznawanym przez tamtejszych degustatorów smakiem. Jeśli coś jest dobre, to zasługuje na markę. Choćby na markę produktu ekologicznego i tradycyjnego. Oczywiście z dobrą ceną.
Teraz szczypta ekonomii. Prawdopodobnie w tym roku zbieracze dostaną w skupie po cztery złote za kilogram śliskiego rarytasu. Prawdopodobnie, gdyż ceny dyktuje podaż towaru i limity wyznaczone w poszczególnych województwach. W ciągu dnia w dobrym miejscu i przy wilgotnej pogodzie można zebrać kilkadziesiąt kilogramów.
Na jeden kilogram ślimaków o wymaganych wymiarach trzeb znaleźć ze dwadzieścia sztuk. Wymagane rozmiary to muszla o trzycentymetrowej średnicy. Zysk niewielki, jeśli nie liczyć pracy na świeżym powietrzu. Zaś prawdziwe pieniądze pojawiają się dopiero nad Loarą i Tamizą, gdy polskie winniczki przechrzczą na burgundzkie. Na śliskim interesie zarobi kto inny.
Zastrzeż PESEL - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?