YouTube to najpopularniejszy na świecie serwis internetowy, do którego każdy może "wrzucić" dowolny plik audio lub wideo. Coraz częściej zdarza się, że trafiamy w serwisie na cały film fabularny lub pełną zawartość płyty muzycznej, które można obejrzeć lub posłuchać za darmo.
Przykładowo: ktoś, kto się wybiera na krakowski koncert zespołu Faith No More, może w YouTube bez problemu wysłuchać przedtem jego najnowszej płyty "Sol Invictus". Jeśli z kolei lubimy klasykę polskiego kina, z łatwością znajdziemy filmy takie jak "Rzeczpospolita babska" lub "Wielki Szu". Czy to wszystko jest legalne?
- YouTube to portal społecznościowy. Według przepisów operator nie ponosi bezpośredniej odpowiedzialności za zamieszczanie w nim treści - wyjaśnia Marek Hojda, wiceprezes ZAiKS.
To oznacza, że każdy z ponad miliarda użytkowników portalu na całym świecie, wrzucając jakiś film lub piosenkę do serwisu, powinien dysponować prawami autorskimi do tych materiałów. Ale nie zawsze tak jest.
Są w YouTube legalne kanały (w Polsce mają je m.in. studia filmowe Kadr czy Tor), które współpracują z wytwórniami i dystrybutorami, stąd wszystkie treści wgrywane przez niego są zgodne z prawem.
Większość użytkowników YouTube to jednak osoby prywatne, które nie są upoważnione do "wrzucania" do serwisu piosenek i filmów. A tak się dzieje nagminnie.
- YouTube daje właścicielom praw autorskich do konkretnych filmów lub płyt pełną kontrolę nad ich materiałami. Dzięki specjalnemu systemowi ContentID mogą oni sprawdzić, jakie należące do nich treści są umieszczane w serwisie i co z nimi zrobić - zablokować, zostawić czy "zmonetyzować", czyli zarabiać na dołączonych do nich reklamach - wyjaśnia Piotr Zalewski z Google Polska - koncernu, do którego należy YouTube.
Potwierdzają to wytwórnie i firmy dystrybutorskie. - Monitorujemy czy internauci wrzucają nasze piosenki lub filmy praktycznie non stop. Jeśli nie chcemy, aby coś z tych treści się pojawiało bez naszej zgody, blokujemy je. Jeśli uznamy, że oglądalność któregoś teledysku w serwisie możemy wykorzystać w celach promocyjnych, nie reagujemy - tłumaczy Piotr Kabaj, prezes Warner Music Poland.
Reklamodawca płaci właścicielowi praw autorskich do danego filmu tylko w przypadku, jeśli widz nie kliknie opcji "Pomiń reklamę". Stawki są różne: przeważnie od 200 do 1700 dolarów za milion kliknięć. Tylko pozornie to dużo: dzisiaj oglądalność niektórych klipów w serwisie idzie w miliony (rekordzistą jest PSY z piosenką "Gangnam Style" - ponad miliard odtworzeń).
- Wydaje się, że nikt nie ogląda w YouTube reklam. A to nieprawda: weźmy za przykład nastolatkę będącą fanką Justina Biebera. Siada do komputera, włącza YouTube i serwis wciąż odtwarza teledyski idola. Nie przeszkadza jej, że co cztery minuty włącza się reklama, a my zarabiamy - dodaje Kabaj.
Reklamy są umieszczane tylko przy materiałach, co do których spełnione są wymagania dotyczące praw autorskich - i zarabia na nich zawsze właściciel praw, a nie wrzucający klip. Gdy osoba prywatna, będąca właścicielem praw autorskich, znajdzie nielegalnie wrzucony materiał, może go bardzo łatwo zablokować - wystarczy, że zgłosi naruszenie prawa poprzez wypełnienie formularza na stronie Google. Co więcej może poinformować o tym ZAiKS, a ten jest zobowiązany skierować sprawę do sądu. Jednak organizacja nie zainicjowała jeszcze w Polsce żadnego takiego procesu.
Wnioski są proste: skoro oglądamy w YouTube film lub teledysk - zazwyczaj jest to legalne i właściciele praw autorskich do tego klipu na pewno na tym korzystają.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?